środa, 29 października 2014

Rozdział 11- Lampion

Katherine leżała na kanapie, zerkając raz po raz na ledwo żywego, przykrytego setką koców Jeremy'ego i jego okropną, jątrzącą się ranę na torsie, którą zostawił po sobie agresor. Wyglądała naprawdę okropnie. Ale jeszcze gorzej wyglądała Bonnie, która za wszelką cenę próbowała Jeremy'ego uratować. W tym momencie Kath bawiło to, że jest z dala od tego wszystkiego. Jeremy nie widział ani jej, ani Salvatore'ów. Szczerze mówiąc nie żałowała Jeremy'ego. Dzieciak zawsze działał jej na nerwy. Poza tym, teraz Bonnie nie pomoże im się stąd wydostać, tylko będzie cały czas skakała wokół swojego ukochanego Jeremy'ego. - Co za durne chłopaczysko?! Przecież on jest  łowcą, zabił w swoim życiu tyle wampirów, a nie potrafił się obronić przed jakims dupkiem z rozgrzanym pogrzebaczem?!- myslała dziewczyna. Była naprawdę zła. Miała chęć się stąd wydostać. Wszystko się w niej kotłowało. A mogło być tak pięknie. Już prawie się wydostała z tej cholernej próżni! 
Zmęczona tym wszystkim wstała z kanapy i poszła do lodówki po zimne piwo. Niestety tuż przy lodówce przypomniało jej się, że przecież teraz jest duszą i nawet nie będzie mogła złapać tej cholernej butelki! Warknęła na lodówkę, tak jakby była ona jej największym wrogiem, Klausem. Kątem oka zauważyła dziwny wzrok Stefana przeszywający ją na wskros. Oddała mu zniechęcone spojrzenie i usiadła na fotelu, jak mała, obrażona dziewczynka.
- Może powinnismy ci pomóc, Bonnie? Może moglibysmy cos zrobić?- zapytał swoim serdecznym tonem Stefan, a Katherine zrobiło się niedobrze, słysząc ten grzeczny ton. 
- A niby co możecie zrobić? Jestescie bezużyteczni! Nie możecie zrobić nic!- zaczęła krzyczeć Bonnie, a Jeremy, który próbował ją uspokoić, szybko zrezygnował, kiedy zaczął się krztusić zamiast mówić.- A nawet powiem, że to wszystko przez was!
Ten komentarz uderzył w Katherine jak piorun. W wampirzym tempie wstała z fotela. 
- Nasza? Nasza?! A niby czemu, panno nienawidzę-wampirów-i-o-wszystko-je-obwiniam?!- Zdenerwowała się Kath krzyżując ręce na piersiach.
- Kath, spokojnie- Stefan starał się zapobiec kłótni, ale chyba i on wiedział, że nie da się zapobiec kłótni, w której bierze udział Katerina. 
- A według mnie, nasz drogi doppleganger ma racje- dołączył się Damon, stając obok Katherine. Katherine spojrzała na niego przenikliwie. Dopiero po chwili skojarzyła, że Damon przecież też nie należy do fun-clubu Bennettówny. 
- A to niby przypadek, że gdy się zjawiacie, ktos atakuje Jeremy'ego?- zapytała mulatka patrząc na Damona i Kath z zażenowaniem.
 - A pocałujcie wy mnie wszyscy w dupę- powiedziała Kath i w wampirzym tempie wybiegła z domu.
Była zła. Była wsciekła. Pruła przed siebie, sama nawet nie wiedząc gdzie. Nogi same ją prowadziły. Nie chciała tak żyć. W tej próżni. Nikt jej już nie uratuje. Wolałaby się zabić, ale wiedziała, że w tym ciele to nie możliwe. Nagle zobaczyła, że znajduje się na moscie Wickery. Usiadła smętnie na brzegu mostu spuszczając nogi w dół, w stronę wody.  Ukryła twarz w dłoniach. To wszystko było za dużo. Udało jej się wiele przetrwać, ale nigdy czegos takiego.  
Siedziała kilka godzin na moscie, kiedy nagle chciała wstać i wrócić do domu Bonnie, poczuła silne ukucie z tyłu głowy. Zemdlała.

Katherine zaczęła powoli otwierać powieki. Nie wiedziała gdzie jest, ale wiedziała, że jest jej bardzo niewygodnie. Głowa pulsowała jej bólem. Ostatnie co pamiętała, to, to, jak chciała wrócić do Bonnie i wtedy nagle cały obraz się rozmywał. Wampirzyca przetarł dłońmi oczy, po czym szeroko je otworzyła. To co zobaczyła wprawiło ją w przerażenie. Była w jakiejs małej, słomianej ziemiance. Z jednej strony stało stare łóżko, a z drugiej biurko z wieloma przyrządami do czarów z boku. ad biurkiem wisiały zawiązane na sznureczkach truchła gołębi i wielu innych małych pataków, a na biurku rozlana była krew. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że Katerina znajdowała się w klatce! W małej srebrnej klatce. Chwile siedziała, przerażona tym, co się dzieje, jednak później uswiadomiła sobie, że jest przecież duszą. Może przejsć pomiędzy kratami. To chyba jedyny plus tej sytuacji. Zamknęła oczy i postarała się wejsć w kraty. Spotkała się jednak z rozczarowaniem. Nic się nie stało. Dalej tkwiła w klatce. Nie mogła przejsć przez kraty.
- Co do...- zaczęła Kath, szarpiąc się z kratami.
- Nie próbuj. To miedź. Nie możesz nic zrobić. To czysta miedź, a miedź działa na ciebie teraz jak srebro na wilkołaki.- usłyszała z rogu pokoju czyjs głos. Odwróciła głowę w strone tajemniczej osoby i nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
- Elena?!- wrzasnęła zdziwiona, patrząc na swojego sobowtóra.
- Nie jestem Eleną, głupia!- wrzasnęła w jej stronę brunetka, a Kath zachodziła w głowę, co się wokół niej dzieje.- Przywitaj się z 'ciocią' Amarą, Skarbie.- powiedziała dziewczyna i pomachała do niej zawadiacko.
- Co? Ty przecież nie żyjesz! Qetsiyah zabiła cię setki lat temu!- zdziwiła się Kath. To wszystko zaczynało się jej coraz mniej podobać.
- Wiesz, może i tak, ale musisz wiedzieć, że są plusy posiadania ukochanego-czarownika. Silas setki lat próbował mnie wskrzesić, aż w końcu mu się udało. Jednak wspólnie zrozumielismy, że nie możemy żyć spokojnie, póki grupa naszych sobowtórów cały czas się powiększa...
- Co masz na mysli?
- To, że im was więcej, tym więcej kłopotów wokół nas i was. I dlatego siedzielismy dniami i nocami nad zaklęciem rzuconym na nas przez Qetsiyah, aż w końcu doszlismy do tego, jak nasz problem rozwiązać.
- Rozwiązać wasz problem?- dopytywała się Katerina. Widziała dziwny płomień w oczach Amary i szczerze sama nie wiedziała czy chce odkryć, co się pod nim kryje.
- Proste, musimy zabić wszystkie sobowtóry. Dopiero wtedy będziemy w stanie przerwać zaklęcie- odpowiedziała, podchodząc do biurka.
- Przecież nie zabiłas jeszcze ani mnie, ani Stefana- powiedziała Kath, podnosząc brew. - Jesli to jest ten jej swietny plan, to nie działa- myslała wampirzyca.
- Spokojnie, próżnia to tylko postój pomiędzy życiem a smiercią. Żebysmy mogli zdjąć klątwe, musimy was zabić w próżni. 
- Skoro macie za cel zabić wasze sobowtóry, to po co zaciągneliscie do póżni też Rebekę i Damona? Przecież nie są sobowtórami- zauważyła słusznie Petrova.
- Szczerze mówiąc, zamiast Rebeki i Damona miała to być Elena, jednak nie udało się nam jej zaciągnąć do miejsca przejscia.- powiedziała, po czym wzięła do ręki stary lampion.- Spójrz na to Katherine. To twoje życie, zamknięte w lampionie.Zresztą nie tylko twoje, ale i tej żałosnej trójki. Nic nie możesz z tym zrobić. Już dawno chciało się wydostać i przywrócić cię do ciała, jednak ja na to nie pozwolę. Postanowiłam, że nie posłucham Silasa i zabiję was teraz, nie czekając na Elenę.
Mówiąc to, wiedźma postawiła zardzewiały lampion z powrotem na biurko, po cym urwała głowę jednemu z gołębi wiszących nad biurkiem i postawiła ją przy lampionie. Spojrzała jeszcze raz na Kath i zaczęła szeptać jakies zaklęcie po łacinie. Po kilku sekundach Katerinę dopadł straszny ból, który zaczął przeradzać się w coraz większy. Siły zaczęły ją opuszczać. Czuła, że to koniec. Nie miała już siły nawet siedzieć. Leżała tylko na brudnej podłodze klatki i zwijała się z bólu.Ledwo cokolwiek widziała. Wszystko rozmywało się przed jej oczami, ale trzymała się dzielnie. W chwili gdy chciała się już poddać rozlewającemu się po jej ciele bólowi, ten odpuscił, a ona usłyszała krzyk Amary. Resztkami sił oparła się na łokciach i spojrzała w stronę wiedźmy. To co zobaczyła nie mało ją zdziwiło. Jakas czarna postać walczyła dzielnie z Wiedźmą miotając ją na różne strony. Amara była już porządnie pobita. Gdy już Kath myslała, ze jej obrońcy udało się pokonać Amarę, ta wyciągnęła do przodu rękę, rzucając zaklęcie. Ciemna postać jęknęła i upadła na kolana, Wtedy Katerina zobaczyła jego twarz. To był Damon. To on przyszedł ją uratować, a teraz leżał, cierpiąc w bólach przez zaklęcie Amary. Kath wiedziała, że musi cos wymysleć. Inaczej zginą oboje. Rozejrzała się po pomieszczeniu. I nagle zauważyła. Jakis metr od jej klatki. Na podłodze leżał miedziany klucz. Kath położyła się na boku i wyciągając rękę za kraty, próbowała sięgnąć ręką klucza. Brakowało jej jednak dobrych dziesięciu centymetrów. Walczyła jednak, wyginając się na wszelkie możliwe sposoby by sięgnąć klucz i nagle... udało jej się. Sięgnęła klucza. I gdy chciała już cofnąć rękę z powrotem do klatki, poczuła, jak cos przyciska ją do ziemi. To Amara z całą swoją siłą przycisnęła jej rękę nogą do podłogi, nie odpuszczając zaklęcia na Damonie.
- Myslałas, że ci się uda suko?- zapytała, usmiechając się wrednie.- Zginiecie w męczarniach za to co mi zrobiliscie- powiedziała wskazując na rozcięty łuk brwiowy.
- Zobaczymy- powiedziała Kath usmiechając się do Amary. Po chwili rzuciła drugą ręką, którą trzymała w klatce, klucz w szklany lampion, a ten pod wpływem silnego uderzenia rozbił się na tysiące kawałków.
Ostatnie co usłyszała Kath, to krzyk Amary, a później cos mocno szarpnęło ją i swiat wokół się rozmył.

Katerina otworzyła gwałtownie oczy. znajdowała się w małej chatce przy bagnach w lasach deszczowych Rio. Czyli się udało. Była w swoim ciele! Wstała gwałtownie, a po chwili zauważyła obok siebie Damona. Chłopak nie powiedział nic tylko przytulił Kath gwałtownie i wpił się w jej usta, wciskając jej język do ust. Katerina była tak zdziwiona tym gestem, że nie próbowała nawet tego zrozumieć, tylko rozkoszowała się smakiem ust starszego Salvatore'a. Po chwili jednak piękna chwila minęła i pocałunek się skończył. Damon wziął twarz Kath w dłonie i spojrzał w jej oczy.
- Nigdy więcej mi tak nie znikaj, rozumiesz? Obiecaj, że już nigdy tak nie znikniesz!- powiedział władczym tonem, a Katerina nie wiedziała, co ma powiedzieć, więc tylko dotknęła dłonią jego torsu i rzekła:
- Obiecuję.
Damon przytulił Kath jeszcze raz, ale Petrova była zbyt zaabsorbowana tą chwilą, by pytać Damona, dlaczego to robi. Najpierw mówi, że jej nienawidzi, a później ją całuje.
- Chyba czas wracać do Stefana i Rebeki...- szepnął jej do ucha.
- Jestesmy tu, gołąbeczki- usłyszeli za sobą głos Rebeki i gwałtownie odwrócili się. Za nimi już w swoich normalnych ciałach stali Rebeka i Stefan. Kath zrobiło się głupio, że patrzyli na jej pocałunek z brunetem.
- Nie mam zamiaru wnikać. Stefan, chyba powinnismy wrócić do domu i ustanowić nową datę slubu- powiedziała władczo Rebeka, jakby nie zostawiając Stefanowi wyboru.
- Ale ja...- jęknął Stefan, ale Katerina wcięła mu się w pół zdania.
- Nie. Mamy jeszcze cos do załatwienia- powiedziała spoglądając na Damona.
- A mianowicie?- zapytała zniechęcona Rebeka.
- Musimy zrobić porządek z tą suką, Amarą...

----------------------------------------------------------

No więc wróciłam i przepraszam wszystkich za wczesniejszy przestój. Pisanie tego opowiadania coraz oporniej mi idzie, ale zdecydowałam, że dokończę. Mamy rozdział 11, a po nim już tylko 12 i epilog. Wiem, ze pewnie już nikt nie będzie tego bloga czytał, ani komentował, ale chcę go skończyć. Dla siebie. Za tydzień, góra półtora spodziewajcie się ostatniego rozdziału.
Pozdrawiam,
Priori :)

2 komentarze:

  1. nie wiem co sie dzieje :/ połowe tekstu mi urwało bo cały szablon jest z lewej strony :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki :) Rozdział jak zwykle świetny :**

    OdpowiedzUsuń